Wyjątkowy album: premierowe nagranie Schubertowskiego cyklu pieśni z tekstami Stanisława Barańczaka, wybitnego polskiego poety i tłumacza II połowy XX wieku. Stanisław Barańczak, zainspirowany arcydziełem Schuberta stworzył do tej muzyki własne, na wskroś współczesne słowa, nadając klasyce pieśni romantycznej zupełnie nowy wymiar. Jak brzmi Podróż zimowa, opatrzona tekstami osadzonymi silnie w dzisiejszej, często mało przyjaznej nam rzeczywistości?... Posłuchajcie interpretacji Tomasza Koniecznego, należącego do światowej wokalistyki. Na fortepianie gra Lech Napierała.
Wydawnictwo zawiera tłumaczenia tekstów Stanisława Barańczaka na język angielski i niemiecki.
Barańczak napisał Przywracanie porządku w ciągu pierwszych siedmiu miesięcy stanu wojennego, okresie dodatkowo aktywnym dla i tak pracowitego autora: wprawdzie od marca 1981 roku przebywał w Stanach, niemniej niejednokrotnie komentował nowe wydarzenia w Polsce, także na wiecach, których celem było poinformowanie amerykańskiej publiczności i poparcie dla wolnościowego ruchu, który przecież sam przecież intensywnie współtworzył. W poemacie znalazło się kilka listów do pozostających w kraju i w zamknięciu przyjaciół. W jednym z tych listów wspomina wolnych ludzi, czyli siebie i L. (Lecha Dymarskiego), słuchających z płyt Wintereise, gdy pod oknem stał samochód ze śledzącymi ich esbekami.
Cykl Schuberta jest tu szczególnym kontrastem, choć za kilkanaście lat miało się okazać, że nie było to bynajmniej przypadkowe wskazanie. W 1994 ogłosił Barańczak Podróż zimową, zestaw własnych wierszy (w tym jednego przekładu) napisanych sylaba w sylabę i akcent w akcent do muzyki austriackiego romantyka. Warto jeszcze dodać, że za pierwszą zapowiedź tego tomu da się uznać nie scenę z Przywracania porządku, lecz sześcioelementowy zestaw Śniegów z tomu Tryptyk z betonu, zmęczenia i śniegu (1980): ze względu na jego wyzywającą estetyczną autonomię i złożoność.
Podróż zimowa doczekała się solidnych literaturoznawczych i muzykologicznych komentarzy, dopiero teraz jednak została zaśpiewana i nagrana całość. Wcześniej były jedynie przymiarki (Jerzy Artysz zarejestrował trzy pieśni cyklu). Co ciekawe, schubertowskim wierszom Barańczaka bardzo się przydał filtr wagnerowski: Tomasz Konieczny występuje wszak z wielkim powodzeniem w nowych światowych wystawieniach oper tego kompozytora. Choć, gwoli ścisłości, we wstępie do tomu poeta polecił kilka płyt z Winterreise, jako pierwszą wymieniając tę z 1955 z Hansem Hotterem, który przez parę dekad był wybitnie związany z repertuarem Wagnerowskim. Nagranie przez tego śpiewaka kantaty Ich habe genug (BWV 82) do dziś bywa uważane za jej najlepsze wykonanie, tak że intrygujące zbieżności się zdarzają, a właśnie z Bachem najszybciej kojarzy się Barańczak.
Prawykonanie całości Podróży zimowej odbyło się 17 sierpnia w Salach Redutowych warszawskiej Opery Narodowej. Niektórzy narzekali na akustykę, ja siedziałem nie najgorzej. Tomasz Konieczny dominował dynamicznie nad Lechem Napierałą – na płycie proporcje głosu i instrumentu zostały wyrównane. Od początku bas-baryton śpiewał potężnym głosem, co odróżniało tę interpretację od najczęściej (mówiąc skrótem) lirycznych wykonań Winterreise. Wybór Koniecznego był przemyślany i dobrze uzasadniony: tak ekspresyjny śpiew podkreślał egzystencjalne mroczności wierszy Barańczaka, nie gubiąc ich ironii. Kończąc pieśń II słowami i żółtozęby jego śmiech, śpiewak się uśmiechnął: była to mimika odpowiadająca groteskowo przerysowanemu epitetowi, a zarazem poczułem ciarki grozy. W finale pieśni XVIII mowa o kontakcie / z Czymś Więcej, czyli z Nim – i Konieczny uniósł nieco obie ręce w geście przypominającym kapłański. Ów bas-baryton jest z wykształcenia również aktorem; jak opowiadał w wywiadzie, przygotowując się do Podróży zimowej wrócił do tego, czego nauczył się w szkole aktorskiej o dykcji. Jak pięknie to się przydało! I nie chodzi tylko o precyzyjną artykulację śpiewanych głosek, ale o logikę interpretacji, o rozróżnianie Barańczakowskich i Schubertowskich powtórzeń i parafraz.
Drugi, równorzędny składnik Winterreise, czyli fortepian, poprowadził równie przekonującą interpretację. Nagranie jest szybsze niż większość innych, o zgraniu partnerów świadczy wiele, także krótka pauza w pieśni I (po słowach poza tym) i pozornie spontaniczne, chwilowe zatrzymanie się obu artystów w pieśni III, jakby dopiero próbowali. Zwiększenie tempa sprzyja dynamice i – chyba można domyślać się i takiego powodu – zbliża muzykę do współczesności. Ba! Kiedy Konieczny brawurowo podaje słowa buntowniczej pieśni XVIII, Napierała na chwilę przerzuca się prawie na styl straight-ahead. W cichnących nutach finałów pianista przekracza romantyczną konwencję, przedkładając nowoczesne, leciutko dysonujące milknięcie nad wyrazistą pointę.
Adam Poprawa [Odra 10-2018]